sobota, 18 maja 2013

Chiny w kolorze blue.

 „Chiny w kolorze blue” to film dokumentalny opisujący wyczerpująca pracę za 20 groszy na godzinę. Piekło stworzone na ziemi. I nadzieja na lepsze życie. Jest to opowieść o ciemnej stronie chińskiego zagłębia produkcyjnego.

Bohaterką filmu jest 17-letnia Jasmine, która opuszcza rodzinną wioskę i przeprowadza się do Kantonu, gdzie podejmuje pracę w fabryce dżinsów. Pracuje po kilkanaście godzin na dobę, a za każdą dostaje wynagrodzenie o równowartości 20 groszy.



Jasmine mieszka na czwartym piętrze w wąskiej klitce razem z dwunastoma koleżankami z pracy, swoimi rówieśnicami. "Nigdy nie patrzyłam na świat z tak wysoka" - cieszy się. Ale entuzjazm szybko mija. Po paru tygodniach dziewczyna jest tak zmęczona, że nie może jeść i zasypia w pracy. Ma jednak nadzieję, że po miesiącu pracy dostanie wynagrodzenie i pojedzie odwiedzić rodzinę, niestety tak się nie dzieje, ponieważ pracodawca tłumaczy jej, że musi popracować jeszcze aby zdobyć zaufanie. Często zdarza się tak, że pracownicy zostają rano poinformowani, że „dziś wszyscy mają nadgodziny”, a i tak większość pracuje do 24, bo wtedy są wydawane darmowe posiłki, a przecież na inne ich nie stać. 

Życie w Kantonie to jednak nie tylko ciężka praca. Dziewczyna nie traci nadziei, że praca w fabryce pozwoli jej na lepsze jutro. Wspólnie z koleżankami snuje marzenia o planach na przyszłość i czekającej na nią wielkiej miłości…

Taka sytuacja w Chinach jest na porządku dziennym. Myślę, że ten dokument dość jaskrawie ukazuje problemy chińczyków, a przede wszystkim kobiet jako taniej siły roboczej, a często darmowej siły roboczej. W prasie i w Internecie można znaleźć wiele innych artykułów na ten temat np. o samobójstwach w chińskiej fabryce firmy Foxconn, budującej urządzenia Apple, które były związane z nieludzkimi warunkami pracy (o czym możecie przeczytać w jednym z naszych poprzednich postów pt. Not for sale).


   
Postanowiłam podjąć się analizy tematu związanego z pracą, która towarzyszy człowiekowi od zarania dziejów i dotyczy każdego z nas. Większość ludzi marzy o pracy, w której można realizować własne hobby, ale czy na pewno? Po obejrzeniu w/w filmu  nie jest to dla mnie takie oczywiste. Jak wiadomo nigdy nie jesteśmy sami, od urodzenia do śmierci otaczają nas inni, my układamy nasze życie wśród nich. Zbieramy różne doświadczenia i uczymy się kontaktu z innymi, kształtują się nasze postawy  – taki proces w socjologii nazywamy socjalizacją. Żyjemy w społeczeństwie i uczymy się jak wykonywać role, które przyjdzie nam odgrywać. W wypowiedziach głównej bohaterki w/w dokumentu widać wyraźnie wpływ tzw. znaczących innych na jej wychowanie, na to co myśli i kim jest. Kiedy wyrusza do pracy w fabryce ma 17 lat (choć znajdują się tam także młodsze dziewczyny), ale od zawsze wiedziała, że w końcu się tam znajdzie, była do tego jakby predestynowana. Dla niej to oczywiste – jest przecież kobietą i nie jest jedynym dzieckiem w rodzinie, jest druga, młodsza – a w Chinach prowadzona jest polityka kontroli urodzeń, preferowana jest rodzina 2+1 (tzw. rodzina nuklearna). Często dochodzi do mordowania niemowląt, a aborcja stała się codziennością, tak samo jak łapówki – ale rodzina Jasmine jest biedna, a ona musi odwdzięczyć się rodzinie za to, że postanowili ją wychować. I tak właśnie postępuje, zachowuje się całkowicie konformistycznie, zachowuje się tak jak większość dziewcząt wokół niej, ulega wpływowi większości. 



Jasmine pracuje w fabryce, produkuje jeansy, które rozprowadzane są po całym świecie. Wstaje jak jeszcze jest ciemno i pracuje aż się znów ściemni, a czasami nawet 24 h na dobę, bo trzeba wyrobić się z zamówieniem, inaczej nie będzie wypłaty… W większości fabryk w Chinach panuje coś na wzór oligarchizacji, czyli opanowywania kontroli nad organizacją przez niewielkie grono, kierujące się własnymi interesami, egoistycznymi. Ma tam miejsce instrumentalna efektywność, uzyskiwanie jak największych rezultatów w możliwie najmniej kosztowny sposób (przy najmniejszych nakładach). Szef fabryki podporządkował sobie całkowicie pracowników, ale nie dlatego, że jest charyzmatyczny, nie dlatego, że dobrze ich wynagradza, ani nie dlatego, że jest tyranem... szefem fabryki jest tak naprawdę państwo, i to ono miało największy wpływ na to, że ta instrumentalna efektywność ma się bardzo dobrze w chińskich fabrykach i że nie brakuje taniej siły roboczej, a wykorzystywanie ludzi do takiej pracy nie budzi dużego sprzeciwu. A przecież, teoretycznie, pracownicy mieliby szanse się bronić, strajkować, jest ich więcej, odczuwają poczucie deprywacji, dlaczego więc tego nie robią? Po prostu w toku socjalizacji zostało im wpojone, że tak ma być. Jednostki zachowują się więc konformistycznie w stosunku do władzy.
A jeżeli nawet ktoś próbuje się wyłamać, zachować dewiacyjnie, to żeby to dało efekt, to musiałby mieć poparcie w innych współpracownikach, ale takiego w chińskich fabrykach nie znajdzie. Świadomość społeczna pracujących tam ludzi jest szeroko rozpowszechniona, swoją sytuacje tłumaczą sobie wszechogarniającą ideologią stworzoną przez państwo. Boją się wyłamać, aby nie stracić pracy (chociaż w mniemaniu Europejczyków stać ich na wiele więcej). Dla nich jest to rzeczywistość, Chiny maja inną kulturę niż Polska, więc praktycznie nie można sytuacji w fabrykach w obu tych krajach do końca porównywać. Myślenie grupowe, mentalność ludzi są odmienne. Szef w takim zakładzie pracy w Chinach jest autorytetem, w ciągu dnia pracy ludzie są kontrolowani przez swoich przełożonych bez przerwy, a za najmniejszy błąd obcinana jest pensja. Oprócz tego z głośników wydobywa się muzyka teoretycznie mająca zachęcić do pracy, a w praktyce przypominająca o ciągłej kontroli. 

Myślę, że ten sam mechanizm, ta sama motywacja, która zmusza nas do tego aby wstać wcześnie rano kiedy dzwoni budzik, nawet jeśli marzymy o tym aby pospać dłużej, działa na tych ludzi w fabrykach – robią to co muszą.

Trailer dokumentu możecie zobaczyć poniżej, natomiast cały film dostępny jest na vod.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz