poniedziałek, 27 maja 2013

"...Świat między wierszami największy ukrył skarb..."

Współczesny świat, jak pisał uznany socjolog Zygmunt Bauman, charakteryzuje się dynamiczną oraz wszechobecną płynnością. Dotyczy ona bowiem zarówno sfery publicznej, jak i coraz częściej życia prywatnego ludzi. Płynność powoduje przesuwanie, zacieranie, a nawet „rozpuszczanie” istniejących dotychczas granic. Te zaś wytyczane były poprzez wypracowane oraz utrwalone w czasie reguły, normy i wartości będące zarazem budulcem struktury społecznej. Dzisiejsze przyspieszenie tempa życia, spowodowane uprzemysłowieniem oraz rozwojem nauki i techniki, wymusiło na społeczeństwie przystosowanie się do nowego trybu życia, a tym samym oderwaniu się od tradycyjnego pojmowania świata. Struktura społeczna, niegdyś trwała i spójna, uległa przekształceniu. Zanikła jedna właściwa droga, którą ludzie mogli podążać, a zastąpił ją szereg niekończących się, kłopotliwych wyborów. Człowiek został uwolniony od ograniczającego go niegdyś miejsca i czasu oraz kultury, która zaczęła stawać się coraz bardziej globalna i uniwersalna. Elementy kulturowe mieszają się i przenikają, wzbudzając u ludzi poczucie dezorientacji i chaosu. Zmiana ta została dostrzeżona i coraz częściej staje się przedmiotem badań lub też chwytliwym tematem dla artystów. Skupiając się na tych ostatnich, jednym z dzieł podejmujących problemy współczesnego świata jest film S. Coppoli „ Między słowami”.



   

Obraz S. Coppoli jest opowieścią o dwojgu, formalnie, niepowiązanych ze sobą ludzi - amerykanów, znajdujących się na różnych etapach życia. Bob jest zamężnym, wychowującym dwójkę dzieci aktorem, którego zastój w życiu zawodowym zmusił do wyjazdu i podjęcia pracy nad reklamą whisky. Charlotte jest świeżą absolwentką studiów filozoficznych, która nie potrafi jeszcze znaleźć własnego miejsca w świecie, stąd decyduje się na dotrzymanie towarzystwa swojemu małżonkowi – fotografowi w czasie delegacji. Drogi bohaterów filmu przecinają się w jednym z największych i najbardziej zatłoczonych miejsc na świecie, jakim jest Tokio. Miasto uderza, w świeżo przybyłych bohaterów ogromną różnorodnością, dynamiką, hałasem, ale także przepychem. Znakiem charakterystycznym staje się jednak wszechobecna ikonografia, której nadmiar oraz nieuporządkowanie wzbudza w bohaterach uczucie zagubienia i chaosu. Pulsujące światła, ogromne billboardy, neony, czy plakaty rozmieszone na każdym z możliwych budynków, mieszają się ze sobą i niemalże oślepiają przybyszy. Są przejawem kultury wizualnej, kultury obrazów. Tokio może być synonimem współczesnego świata, który skupia różne, a jednak przenikające się wzajemne kultury. Mimo niezrozumienia niektórych elementów, ludzie mogą, a czasami są zmuszeni przystosować się do powszechnych obyczajów. 

Bohaterowie filmu „Między słowami” mogą być z kolei przedstawicielami społeczeństwa żyjącego zmieniającym się świecie. Są ludźmi wychowanymi w zupełnie innej kulturze, którym przyszło się zderzyć z wymogami późnej nowoczesności, o której pisał A. Giddens. Zarówno Bob, jak i mąż Charlotte zmuszeni są do podjęcia pracy poza granicami kraju. Przekroczenie granic nie stanowi obecnie właściwie żadnego problemu. Ludzie mogą się przemieszczać i, jak pokazuje przypadek Boba, utrzymywać relacje z własną rodziną. Odległość nie jest już przeszkodą. Tutaj pojawia się także rola mobilności i elastyczności we współczesnym świecie oraz zmiany ich wartościowania. Obowiązujący dawniej osiadły tryb życia, uznawany także za tradycyjny, który cechował się większym ustatkowaniem, założeniem rodziny i przywiązaniem do miejsca, pozbawiony został wszelkich zalet. W obliczu permanentnego rozwoju, gonitwy za tym co nowsze i lepsze, osiadły tryb życia jawi się jako prymitywny. Świat wymaga od swoich obywateli wspomnianej już elastyczności i gotowości do podejmowania nowych wyzwań i wyborów. Mierzenia się z ryzykiem, które z dnia na dzień rośnie. Jak pisał U. Beck, dzisiejsze społeczeństwo jest właśnie społeczeństwem ryzyka, zmagającym się z zagrożeniami, ale także wraz z postępem, modernizacją samodzielnie wytwarzającym kolejne.

Bob i Charlotte są reprezentantami „ludzi bez domu”, których życie w większej mierze toczy się w drodze. Chcąc zaspokoić swoje potrzeby, są zdani na ciągłą wędrówkę i zmianę miejsca zamieszkania. Życie zawodowe nie ogranicza się bowiem, jak dawniej, do jednego zajęcia, lecz wymaga wielu kwalifikacji i umiejętności. Wobec ciągłej gonitwy, niepewności, niekończących się wyborów oraz zmartwień o karierę, pieniądze, prestiż, filmowe postaci zatracają samych siebie i zapominają o tym, co potrzebne do szczęścia. Ich związki przypominają wymyślone przez U. Becka „zombi-kategorie” i „zombi-instytucje”. Są martwe, a jednak żywe, bowiem choć utrzymały swoje nazwy, w żaden sposób nie pełnią swojej roli. Bohaterowie uciekli w związki, nie chcąc pozostać samotnymi, jednak w natłoku spraw nie potrafią się ze sobą komunikować. Gubią się we własnych relacjach, gdyż dla ich połówek znajdują się inne, ważniejsze rzeczy. Życie, zmusza do wyborów, a niejednokrotnie określenie własnego stanowiska, nie spotyka się ze zrozumieniem i aprobatą drugiej strony. Relacje bohaterów przypominają układy partnerskie, polegające na wymianie mało istotnych informacji. Codzienne zmaganie się z przeciwnościami losu sprawia, że ludzie wpadają w rutynę i odsuwają partnera na margines. Dopiero przypadkowe znajomości otwierają oczy na bezsens dotychczasowego życia. Budzą uśpione przez lata uczucia.

Nie bez powodu film S. Coppoli został doceniony przez krytyków oraz szerokie grono zwykłych odbiorców. Odzwierciedla on bowiem kondycję współczesnego człowieka. Porusza problemy, z którymi przyszło mu się zmierzyć wraz z tempem rozwoju i przemian. Każdy z nas, w przedstawionych przez reżyserkę bohaterach, dostrzec może fragment samego siebie. Przesłanie filmu jest niewątpliwie uniwersalne i ponadczasowe. Może, a raczej powinno zostać potraktowane jako przestroga przed utratą własnego „ja” i zagubieniem się w poplątanych ścieżkach życia. Mimo, że reżyserka nie podsuwa widzowi żadnych gotowych rozwiązań jak uniknąć sytuacji, w której znaleźli się jej bohaterowie, wydaje się, że odpowiedź ukryta jest w samym tytule filmu. Może powinniśmy nauczyć się czytać między słowami, wszystko to, co oferuje nam dzisiejszy świat? Może tylko wtedy będziemy w stanie dostrzec sedno szczęścia, odróżniając je od złudzeń, które wypełniają nasze życie.

sobota, 18 maja 2013

Chiny w kolorze blue.

 „Chiny w kolorze blue” to film dokumentalny opisujący wyczerpująca pracę za 20 groszy na godzinę. Piekło stworzone na ziemi. I nadzieja na lepsze życie. Jest to opowieść o ciemnej stronie chińskiego zagłębia produkcyjnego.

Bohaterką filmu jest 17-letnia Jasmine, która opuszcza rodzinną wioskę i przeprowadza się do Kantonu, gdzie podejmuje pracę w fabryce dżinsów. Pracuje po kilkanaście godzin na dobę, a za każdą dostaje wynagrodzenie o równowartości 20 groszy.



Jasmine mieszka na czwartym piętrze w wąskiej klitce razem z dwunastoma koleżankami z pracy, swoimi rówieśnicami. "Nigdy nie patrzyłam na świat z tak wysoka" - cieszy się. Ale entuzjazm szybko mija. Po paru tygodniach dziewczyna jest tak zmęczona, że nie może jeść i zasypia w pracy. Ma jednak nadzieję, że po miesiącu pracy dostanie wynagrodzenie i pojedzie odwiedzić rodzinę, niestety tak się nie dzieje, ponieważ pracodawca tłumaczy jej, że musi popracować jeszcze aby zdobyć zaufanie. Często zdarza się tak, że pracownicy zostają rano poinformowani, że „dziś wszyscy mają nadgodziny”, a i tak większość pracuje do 24, bo wtedy są wydawane darmowe posiłki, a przecież na inne ich nie stać. 

Życie w Kantonie to jednak nie tylko ciężka praca. Dziewczyna nie traci nadziei, że praca w fabryce pozwoli jej na lepsze jutro. Wspólnie z koleżankami snuje marzenia o planach na przyszłość i czekającej na nią wielkiej miłości…

Taka sytuacja w Chinach jest na porządku dziennym. Myślę, że ten dokument dość jaskrawie ukazuje problemy chińczyków, a przede wszystkim kobiet jako taniej siły roboczej, a często darmowej siły roboczej. W prasie i w Internecie można znaleźć wiele innych artykułów na ten temat np. o samobójstwach w chińskiej fabryce firmy Foxconn, budującej urządzenia Apple, które były związane z nieludzkimi warunkami pracy (o czym możecie przeczytać w jednym z naszych poprzednich postów pt. Not for sale).


   
Postanowiłam podjąć się analizy tematu związanego z pracą, która towarzyszy człowiekowi od zarania dziejów i dotyczy każdego z nas. Większość ludzi marzy o pracy, w której można realizować własne hobby, ale czy na pewno? Po obejrzeniu w/w filmu  nie jest to dla mnie takie oczywiste. Jak wiadomo nigdy nie jesteśmy sami, od urodzenia do śmierci otaczają nas inni, my układamy nasze życie wśród nich. Zbieramy różne doświadczenia i uczymy się kontaktu z innymi, kształtują się nasze postawy  – taki proces w socjologii nazywamy socjalizacją. Żyjemy w społeczeństwie i uczymy się jak wykonywać role, które przyjdzie nam odgrywać. W wypowiedziach głównej bohaterki w/w dokumentu widać wyraźnie wpływ tzw. znaczących innych na jej wychowanie, na to co myśli i kim jest. Kiedy wyrusza do pracy w fabryce ma 17 lat (choć znajdują się tam także młodsze dziewczyny), ale od zawsze wiedziała, że w końcu się tam znajdzie, była do tego jakby predestynowana. Dla niej to oczywiste – jest przecież kobietą i nie jest jedynym dzieckiem w rodzinie, jest druga, młodsza – a w Chinach prowadzona jest polityka kontroli urodzeń, preferowana jest rodzina 2+1 (tzw. rodzina nuklearna). Często dochodzi do mordowania niemowląt, a aborcja stała się codziennością, tak samo jak łapówki – ale rodzina Jasmine jest biedna, a ona musi odwdzięczyć się rodzinie za to, że postanowili ją wychować. I tak właśnie postępuje, zachowuje się całkowicie konformistycznie, zachowuje się tak jak większość dziewcząt wokół niej, ulega wpływowi większości. 



Jasmine pracuje w fabryce, produkuje jeansy, które rozprowadzane są po całym świecie. Wstaje jak jeszcze jest ciemno i pracuje aż się znów ściemni, a czasami nawet 24 h na dobę, bo trzeba wyrobić się z zamówieniem, inaczej nie będzie wypłaty… W większości fabryk w Chinach panuje coś na wzór oligarchizacji, czyli opanowywania kontroli nad organizacją przez niewielkie grono, kierujące się własnymi interesami, egoistycznymi. Ma tam miejsce instrumentalna efektywność, uzyskiwanie jak największych rezultatów w możliwie najmniej kosztowny sposób (przy najmniejszych nakładach). Szef fabryki podporządkował sobie całkowicie pracowników, ale nie dlatego, że jest charyzmatyczny, nie dlatego, że dobrze ich wynagradza, ani nie dlatego, że jest tyranem... szefem fabryki jest tak naprawdę państwo, i to ono miało największy wpływ na to, że ta instrumentalna efektywność ma się bardzo dobrze w chińskich fabrykach i że nie brakuje taniej siły roboczej, a wykorzystywanie ludzi do takiej pracy nie budzi dużego sprzeciwu. A przecież, teoretycznie, pracownicy mieliby szanse się bronić, strajkować, jest ich więcej, odczuwają poczucie deprywacji, dlaczego więc tego nie robią? Po prostu w toku socjalizacji zostało im wpojone, że tak ma być. Jednostki zachowują się więc konformistycznie w stosunku do władzy.
A jeżeli nawet ktoś próbuje się wyłamać, zachować dewiacyjnie, to żeby to dało efekt, to musiałby mieć poparcie w innych współpracownikach, ale takiego w chińskich fabrykach nie znajdzie. Świadomość społeczna pracujących tam ludzi jest szeroko rozpowszechniona, swoją sytuacje tłumaczą sobie wszechogarniającą ideologią stworzoną przez państwo. Boją się wyłamać, aby nie stracić pracy (chociaż w mniemaniu Europejczyków stać ich na wiele więcej). Dla nich jest to rzeczywistość, Chiny maja inną kulturę niż Polska, więc praktycznie nie można sytuacji w fabrykach w obu tych krajach do końca porównywać. Myślenie grupowe, mentalność ludzi są odmienne. Szef w takim zakładzie pracy w Chinach jest autorytetem, w ciągu dnia pracy ludzie są kontrolowani przez swoich przełożonych bez przerwy, a za najmniejszy błąd obcinana jest pensja. Oprócz tego z głośników wydobywa się muzyka teoretycznie mająca zachęcić do pracy, a w praktyce przypominająca o ciągłej kontroli. 

Myślę, że ten sam mechanizm, ta sama motywacja, która zmusza nas do tego aby wstać wcześnie rano kiedy dzwoni budzik, nawet jeśli marzymy o tym aby pospać dłużej, działa na tych ludzi w fabrykach – robią to co muszą.

Trailer dokumentu możecie zobaczyć poniżej, natomiast cały film dostępny jest na vod.

sobota, 13 kwietnia 2013

Zamknięte osiedle miejskie - szansa czy zagrożenie dla zbiorowości? Uwaga - spojler!

Zamknięte osiedla miejskie, zwane też osiedlami grodzonymi, to typ zamieszkania cieszący się coraz większą popularnością szczególnie w środowisku bogatych i wykształconych ludzi. Jest to stosunkowo nowe zjawisko mające na celu, przede wszystkim, zapewnienie mieszkańcom poczucia bezpieczeństwa. Rozwijająca się moda na tego typu zabudowę przyczyniła się do stopniowego kurczenia przestrzeni publicznej oraz powstania wielu negatywnych konsekwencji. Jedną z wizji tworzenia się tego typu enklaw obrazuje reżyser Rodrigo Pla w swoim debiutanckim filmie „Zona – teren prywatny”.

Przedstawiona w filmie zona to luksusowa dzielnica Meksyku zamieszkała przez zamożnych i dobrze sytuowanych ludzi. To niezwykle estetyczne miejsce gromadzi w swoim obrębie szereg wystawnych i zadbanych domów, zielone parki, a także elitarną szkołę. Reżyser w pierwszej scenie filmu, ukazuje zonę w świetle utopii, by już za chwilę obnażyć jedną z jej wad – ogromny mur z zasiekami z drutu kolczastego odgradzający enklawę od ubogich slumsów. Elementem potęgującym owy kontrast jest kamera, umieszczona na szczycie ogrodzenia, rejestrująca każdy krok mieszkańców osiedla. 


Akcja filmu rozwija się w czasie burzowej nocy, kiedy na skutek uszkodzenia muru, na teren Zony przedostaje się trzech wyrostków. Skuszeni łatwym łupem, włamują się do jednego z pobliskich domów, w którym dochodzi do tragicznej śmierci jego mieszkanki. Zaalarmowani strażnicy dopuszczają się samosądu zabijając dwóch złodziei. Trzeci z nich, Miguel, ucieka i ukrywa się w piwnicy jednego z domów. Członkowie zarządu zony stojący na straży samodzielnie utworzonych regulacji prawnych, decydują się na zorganizowanie obławy oraz późniejsze zatuszowanie zbrodni. Wyrzucają ciała dwóch przestępców na śmietnisko, a jednocześnie angażują w pościg wszystkich lokatorów, wymuszając posłuszeństwo na wszelkich buntownikach. Jedyną osobą nie dającą wpędzić się w paranoję jest nastoletni Alejandro, który przez przypadek nawiązuje więź z poszukiwanym złodziejem.  Podejmuje starania by oczyścić nowego kolegę z zarzutów, jednak zostaje stłamszony przez wzajemnie napędzających się członków wspólnoty. Nie ma prawa głosu, co ostatecznie doprowadza do bezwzględnego mordu Miguela.


Film Rodrigo Pla porusza kwestię poczucia bezpieczeństwa we współczesnym świecie oraz unaocznia granice do jakich mogą posunąć się ludzie, by owe bezpieczeństwo zachować.  Przede wszystkim jednak jest to głębokie studium społeczeństwa jako wspólnoty, podatnego na trendy związane z globalizacją i szybkim rozwojem w dziedzinie technologii. Postępujące zjawisko tworzenia się zamkniętych osiedli, także w Polsce, wymaga zadania sobie pytania o trwałość i spójność społeczeństwa. Tworzenie grodzonych obszarów mieszkaniowych znajduje wielu zwolenników, i oprócz wspomnianego bezpieczeństwa, niewątpliwie niesie ze sobą dodatkowe korzyści wizualne, estetyczne. Ogrodzenie wzbudza bowiem w ludziach poczucie odpowiedzialności, co z kolei przyczynia się do dbałości, czy ich większe zaangażowanie w życie sąsiedzkie. Istnieje jednak druga, negatywna strona tworzenia podobnych enklaw, która moim zdaniem jest przeważająca. Zamknięte osiedla tworzą opozycje i różnicują społeczeństwo, stanowią więc zagrożenie dla zbiorowości. 

Pierwsze osiedla grodzone wywodzą się z II połowy XX wieku ze Stanów Zjednoczonych. Pojawiły się one ze względu na wzrastającą przestępczość w miastach. Dziś taki sposób zabudowy wpisał się w styl życia i jest odpowiedzią na rosnące wymagania społeczeństwa. Nie trzeba być badaczem, by wyciągnąć wnioski, że Stany Zjednoczone są podzielone pod tym względem, jak jeszcze nigdy dotąd. Polska jest krajem o niewątpliwie mniejszej przestępczości, a pomimo to w przestrzeni miejskiej możemy dostrzec coraz liczniej pojawiające się zamknięte osiedla. Warto zatem zastanowić się skąd wynika chęć izolacji oraz jakie może mieć ona konsekwencje? 

Negatywny wpływ tworzenia przez ludzi osiedli grodzonych rozpatrywać można w dwóch wymiarach.  

Pierwszy ogranicza się do ludzi tworzących enklawę zamieszkałą na wydzielonym terenie. Zbiorowość ta nie jest przypadkowa bowiem łączą ją podobnie prestiżowe zawody i stanowiska, a także wysokie dochody. Komunikacja zawęża się do żyjących wewnątrz lokatorów, których głównym celem jest przynależenie do mikro-środowiska zaspokajającego wiele potrzeb jednocześnie. Do najważniejszych zaliczyć można zapewnienie sobie spokoju oraz możliwie największego bezpieczeństwa. Ceną za pozorne pozbycie się zagrożenia i odgrodzenie od reszty społeczeństwa jest zgoda na istnienie muru oraz wszechobecny monitoring. W rzeczywistości podsycają one lęk wewnątrz grupy, dezorientując i pozbawiając ludzi samokontroli, a co więcej zmuszają do rezygnacji z części praw do prywatności i niezależności. Przykład tego typu zachowań w filmie zaobserwować możemy w momencie awarii prądu, czy nakryciu złodziei na gorącym uczynku. Mieszkańcy zony, przekonani o niezawodnym funkcjonowaniu nowoczesnych sprzętów, są uśpieni na potencjalne niebezpieczeństwo, które gdy się wreszcie pojawia, rośnie do podwójnych rozmiarów.  

Wytworzenie się enklawy skutkuje pojawieniem się potrzeby ustalenia swoistego regulaminu, praw, czy też możliwych przywilejów. Zbiorowość wytwarza więc odrębny porządek społeczny, którego zobowiązuje się przestrzegać. Dopóki nie istnieje żadne zagrożenie nowy system funkcjonuje sprawnie. Pojawienie się problemu burzy dotychczasowy ład i wprowadza pomiędzy ludzi chaos. Zabicie dwóch złodziei przez członków grupy oraz nieprzewidziana przez nich ucieczka Miguela doprowadzają do dezorientacji i poróżnienia zbiorowości. Potrzeba podjęcia szybkich i bezwzględnych decyzji skutkuje pojawieniem się sprzeciwu ze strony poszczególnych jednostek. W obliczu potencjalnego niebezpieczeństwa każdy bunt członków enklawy jest odbierany ze spotęgowaną wrogością. Szybko wyłaniają się więc zdecydowani przywódcy, którzy pozbawiają głosu zdeklarowanych przeciwników. Tworzą się nienaturalny podział i nierówności. Filmowym przykładem jest pozbawienie telefonu, czy też wydanie zakazu opuszczania terenu zony na buntowników. 

Funkcjonowanie enklawy na zamkniętym osiedlu przyrównać można do koncepcji instytucji totalnych Ervinga Goffmana. Zarówno w jednej, jak i w drugiej wyróżnić można tworzenie się odrębnego świata ograniczonego przez określone fizyczne bariery. W przypadku zony jest to niewątpliwie otaczający ją mur. Jednostki mają ograniczone kontakty ze światem zewnętrznym, co początkowo wynika z ich własnej nieprzymuszonej woli, jednak jak wskazywałam nieco wcześniej, każde zaburzenie dotychczasowego porządku wprowadza do zbiorowości stopniowe ograniczenia i zakazy. Pozbawienie samodzielnej decyzji, odebranie prywatnych rzeczy, czy też ograniczenie możliwości komunikacji ze światem zewnętrznym, przyczyniają się do rozpadu zbiorowości, a co za tym idzie, jej samoistności. Instytucje totalne nie socjalizowały, ani nie zrzeszały swoich członków, wręcz przeciwnie – separowały ludzi, przyczyniając się do stopniowej deprawacji osobowości. Podobne mechanizmy miały miejsce wśród członków mieszkających w zonie.
Drugim, znacznie  istotniejszym wymiarem, na kształt którego wpływa prywatyzacja przestrzeni miejskiej, jest społeczeństwo jako całość. Zmiany te mają poważne i dalekosiężne skutki. Wydzielenie terenu przeznaczonego tylko dla jednego rodzaju zbiorowości już na samym wstępie przyczynia się do powstawania nierówności społecznych. Przestrzenie te tworzą, ale także utrwalają stratyfikację społeczną. Dzielą społeczeństwo na dwie grupy – bogatych i biednych oraz wpływają na ich wzajemne postrzeganie. Tworzą opozycje – „my” i „oni” pogłębiając stereotypy i dodatkowo zaostrzając konflikt.  

Ludzie żyjący na terenie tego samego kraju powinni mieć prawo do jednakowego użytkowania przestrzeni publicznej. Osiedla zamknięte stawiają jednostki w nich żyjące w uprzywilejowanej pozycji swobodnego poruszania się pomiędzy swoim światem, a tym istniejącym poza enklawą. I tak, mieszkańcy slumsów nie mieli prawa przebywać na terenie zony, jeśli nie posiadali pozwolenia, natomiast reguła ta nie dotyczyła osób z zamkniętych osieli. W krajach demokratycznych istnienie tego typu zamieszkania może stanowić zagrożenie nie tylko dla zbiorowości, ale też dla  istniejącego ustroju.


Ważną konsekwencją mogą być także zaburzenia planowania przestrzeni miejskiej. Osiedla zamknięte nierzadko nie pasują do przyjętej architektury i wprowadzają pewien chaos. Liczne ogrodzenia utrudniają komunikację czyniąc miasto mniej atrakcyjnym i praktycznym. Wszystko to wpływa na utratę wielu nowych możliwości oraz niemożność jego rozwoju. Zbiorowość zamieszkująca osiedla zamknięte dba przede wszystkim o własny interes i nie wychodzi poza swoje terytorium. Grupa może uchylać się od świadczeń istniejących na rzecz całego społeczeństwa.  

Nienaturalne podziały społeczeństwa godzą w jego społeczny porządek oraz stabilność. Pogłębiające się nierówności przyczyniają się do nadmiernego spadku zaufania społecznego. Wszystko to stwarza zagrożenie dla istnienia zbiorowości, a tym samym jego atomizację. Nawiązując więc do pytania zawartego w temacie pracy, nie zgadzam się, że wytyczone przestrzenie mieszkalne z ograniczoną możliwością dostępu, mogą stanowić szansę dla istnienia zbiorowości społecznej. Film „Zona – teren prywatny” jest daleko posuniętą oraz fatalistyczną wizją rozwoju tego typu osiedli, jednak ukazuje prawdę, że kategoryzacja społeczeństwa przyczynia się jedynie do konfliktów i nieporozumień. Dopóki ludzie nie nauczą się żyć ze sobą w zgodzie, nawet najpilniej strzeżone osiedle nie zapewni im pożądanego bezpieczeństwa. Jaką bowiem mogą mieć pewność, że jeden z członków należących do ich utopijnego świata nie okaże się największym sennym koszmarem?


Dla spragnionych wiedzy:


  • Goffman Erving , „Charakterystyka instytucji totalnych”, tłum. Z. Zwoliński [W:] Elementy teorii socjologicznych, wybór A. Jasińska-Kania, J. Szacki. Warszawa: PWN
 

poniedziałek, 25 marca 2013

Not for sale!

Na początek trochę danych historycznych i statystycznych:
Generalnie rzecz biorąc, niewolnictwo jest zjawiskiem społecznym, polegającym na tym, że pewna grupa ludzi stanowi własność innej. Stanowi ono jedną z form pracy zależnej. Niewolnicy w starożytnej Grecji i w Rzymie rekrutowali się z jeńców wojennych, dzieci porzucanych przez rodziców, czy też urodzonych z niewolnej matki. Była też kategoria niewolników za długi. Takie zależności przetrwały na świecie aż do XX wieku. W 1865 r. niewolnictwo zostało zniesione w USA, następnie w 1888 r. w Brazylii, a dopiero w 1980 r. w Mauretanii.  


Zjawisko niewolnictwa jest zawsze związane nie tylko z elementem własności, ale i z "obcością". "Niewolnicy z reguły, poza rzadkimi wyjątkami, rekrutowali się z elementów etnicznie obcych społeczności właścicieli. W bogatym wachlarzu systemów zależności, jakie ludzkość zdołała stworzyć w ciągu znanych nam dziejów, niewolnictwo jest jedynym, w którym, przynajmniej z punktu widzenia prawnego, człowiek był pozbawiony wszelkich elementów wolności i całkowicie podlegał władzy właściciela". 

W pojęciu ludzi XX w. przedział między wolnością a niewolą jest ostry. Inaczej było w starożytnej Grecji, gdzie pierwotne pojęcie wolności było ściśle związane z przynależnością do polis i było pojęciem „politycznym", to znaczy wiążącym się z polis. "Pełną wolnością w wyobrażeniu Greków cieszył się obywatel polis, człowiek, który miał prawo i obowiązek uczestniczenia w sprawach polis i decydowania o losach tej wspólnoty. Wszyscy inni byli ludźmi o ograniczonej wolności".

Jedną z cech, która wyróżniała system niewolniczy od innych stosunków zależności (np. poddaństwa osobistego chłopów) był fakt, iż niewolnik był zawsze rzeczą, także z punktu widzenia państwa. Niewolnik – jako rzecz – nie posiadał więc żadnych obowiązków wobec państwa, zaś np. poddany chłop pańszczyźniany, znajdujący się, de facto, w identycznej sytuacji faktycznej co niewolnik oraz bardzo zbliżonej sytuacji prawnej, z punktu widzenia prawa był jednak także poddanym władcy kraju, i jako taki podlegał pewnym obowiązkom, jak np. płacenie podatków czy obowiązek służby wojskowej.

Ostatnie 500 lat historii dzieli się na dwie epoki: niewolnictwo i kolonializm. Ta pierwsza jest często pomijana, traktowana marginalnie, a o wszelkie zło obwinia się kolonializm, więc warto byłoby wspomnieć o nim w kilku słowach. Otóż, kolonializm to "zjawisko historyczne polegające na opanowaniu i utrzymaniu kontroli politycznej i gospodarczej przez jedne kraje nad innymi w celu ich eksploatacji". 

Głównymi przyczynami rozwoju kolonializmu były: eksplozja demograficzna, rozwój osadnictwa, poszukiwanie pracy oraz potrzeby ekspansywnej gospodarki kapitalistycznej; poszukiwanie surowców i rynków zbytu; tworzenie baz wojskowych oraz to, że posiadanie kolonii było oznaką potęgi i bogactwa danego państwa.

Skutki kolonializmu i niewolnictwa są najbardziej widoczne na terenie Afryki. W wieku XIX Afryka była „dziewiczym kontynentem”, jeżeli chodzi o kolonizację i osadnictwo europejskie. Była ona przede wszystkim źródłem niewolników murzyńskich na wielkie plantacje w Brazylii i USA. W XIX wieku terenami tymi zaczęły interesować się mocarstwa europejskie (przede wszystkim: Francja i Wielka Brytania, a później Włochy, Hiszpania, Belgia i Niemcy). 19 września 1898 r. wojska francuskie pod dowództwem kapitana Jeana Marchanda zetknęły się pod Faszodą z wojskami angielskimi, dowodzonymi przez lorda Horatio Kitchenera, wsławionego zdławieniem powstania Mahdiego w latach 1881 – 1885 w Sudanie. Niewiele brakowało do wybuchu wojny kolonialnej między obydwoma państwami. w 1899 r. podpisano konwencje między tymi państwami, która wyznaczała granice ekspansji między Nilem a Kongo. W ostatnim dwudziestoleciu XIX w. Niemcy wkroczyły na arenę i także zdobyły szereg kolonii. Oczywiście podboje nie odbywały się w sposób bezkrwawy. 

W XVIII w. pojawił się ruch społeczno-polityczny zwany abolicjonizmem, który miał na celu likwidację niewolnictwa i handlu niewolnikami. Idea ta rozwijała się w Europie Zachodniej, a zwłaszcza w Wielkiej Brytanii i Francji oraz w Ameryce. 

Choć formalnie niewolnictwo jest zakazane, to faktycznie jest ono niestety praktykowane. Najbardziej szokujący jest fakt, iż niewolników jest obecnie więcej niż kiedykolwiek. Ponad dwukrotnie więcej, niż sprzedano Afrykańczyków w czasie 400-tu lat transatlantyckiego handlu niewolnikami. Wg Międzynarodowej Organizacji Antyniewolniczej na świecie jest co najmniej 27 mln niewolników. Wg Międzynarodowej Organizacji Pracy w Afryce pracuje obecnie ok. 75 mln dzieci w wieku od 5 do 14 lat! A na całym świecie 250 mln. 


„Najpopularniejsze” formy współczesnego niewolnictwa to m.in.: przymusowa praca, handel kobietami, praca dzieci, międzynarodowy handel dziećmi. Współczesne niewolnictwo przybiera nowe, nieznane w historii formy, które można nazwać bardziej "subtelnymi". Jedną z nich była praca przymusowa więźniów w hitlerowskich i stalinowskich obozach koncentracyjnych, praktykowana dziś nadal na szeroką skalę w Chinach w obozach laogai

Jeżeli chodzi o Chiny, to opisaną powyżej sytuację dobrze obrazuje film dokumentalny pt.: „Chiny w kolorze blue”, który przedstawia realia pracy w jednej z Chińskich fabryk. Pracownicy otrzymują 20 groszy za godzinę pracy (!), choć niekoniecznie muszą dostać wypłatę, ponieważ pracodawca (tak jak to było w przypadku głównej bohaterki dokumentu, Jasmine), może uznać, że po miesiącu zapłata się nie należy, gdyż pracownik nie zyskał zaufania firmy. Taka sytuacja w Chinach jest na porządku dziennym. Dokument dość bezpośrednio i jaskrawie ukazuje problemy chińczyków, a przede wszystkim kobiet jako taniej siły roboczej, często darmowej siły roboczej. 

Większość ludzi marzy o pracy, w której można realizować własne hobby, ale czy na pewno? Po obejrzeniu w/w filmu nie jest to takie oczywiste. Człowieka od urodzenia do śmierci otaczaj inni ludzie, układamy nasze życie wśród nich. Zbieramy różne doświadczenia i uczymy się kontaktu z innymi, kształtują się nasze postawy  – taki proces w socjologii nazywamy socjalizacją. Żyjemy w społeczeństwie i uczymy się jak wykonywać role, które przyjdzie nam odgrywać. W wypowiedziach głównej bohaterki tego dokumentu widać wyraźnie wpływ tzw. znaczących innych na jej wychowanie, na to co myśli i kim jest. Kiedy wyrusza do pracy w fabryce ma 17 lat (choć znajdują się tam o wiele młodsze dziewczyny), ale od zawsze wiedziała, że w końcu się tam znajdzie, była do tego niejako predestynowana. Dla niej to oczywiste – jest przecież kobietą i nie jest jedynym dzieckiem w rodzinie, jest druga, młodsza – a w Chinach prowadzona jest polityka kontroli urodzeń, preferowana jest rodzina 2+1. Często dochodzi do mordowania niemowląt, a aborcja jest na porządku dziennym. Jasmine pracuje w fabryce, produkuje jeansy, które rozprowadzane są po całym świecie. Wstaje jak jeszcze jest ciemno i pracuje aż się znów ściemni, a czasami nawet 24 h na dobę, bo trzeba wyrobić się z zamówieniem, inaczej nie będzie wypłaty… W fabryce króluje instrumentalna efektywność, uzyskiwanie jak największych rezultatów w możliwie najmniej kosztowny sposób (przy najmniejszych nakładach). Szef fabryki podporządkował sobie całkowicie pracowników, ale nie dlatego, że jest charyzmatyczny, nie dlatego, że dobrze ich wynagradza, ani nie dlatego, że jest tyranem... szefem fabryki jest tak naprawdę państwo, i to ono miało największy wpływ na to, że ta instrumentalna efektywność ma się bardzo dobrze w chińskich fabrykach i że nie brakuje taniej siły roboczej, a wykorzystywanie ludzi do takiej pracy nie budzi dużego sprzeciwu. A przecież teoretycznie pracownicy mieliby szansę się bronić. W historii znane są przypadki sprzeciwu, choćby powstania niewolników w starożytnym Rzymie tj. powstanie sycylijskie w 138 r. p.n.e. oraz powstanie Spartakusa (73-71 p.n.e.). 

Dlaczego więc wykorzystywani ludzi nie przeciwstawią się takiej sytuacji? Po prostu, w toku socjalizacji zostało im wpojone, że tak ma być. Jednostki zachowują się więc konformistycznie w stosunku do władzy (Życie niewolników było zawsze uzależnione od woli i kaprysów właścicieli). A jeżeli nawet ktoś próbuje się wyłamać, zachować dewiacyjnie, to żeby to dało efekt, to musiałby mieć poparcie w innych współpracownikach, ale takiego w chińskich fabrykach nie znajdzie. Świadomość społeczna pracujących tam ludzi jest szeroko rozpowszechniona, swoją sytuacje tłumaczą sobie wszechogarniającą ideologią stworzoną przez państwo. Boją się wyłamać, aby nie stracić pracy (chociaż w mniemaniu Europejczyków stać ich na wiele więcej). Dla nich jest to rzeczywistość. Myślenie grupowe, mentalność ludzi i kultura są odmienne. Szef w takim zakładzie pracy w Chinach jest „autorytetem”, w ciągu dnia pracy ludzie są kontrolowani przez swoich przełożonych bez przerwy, a za najmniejszy błąd obcinana jest pensja. Oprócz tego z głośników wydobywa się muzyka teoretycznie mająca zachęcić do pracy, a w praktyce przypominająca o ciągłej kontroli. Ten sam mechanizm, ta sama motywacja, która zmusza nas do tego aby wstać wcześnie rano kiedy dzwoni budzik, nawet jeśli marzymy o tym aby pospać dłużej, działa na tych ludzi w fabrykach – robią to co muszą
Powyżej opisany przypadek nie jest odosobniony, kolejnym przykładem wykorzystywanie taniej siły roboczej są samobójstwa, w chińskiej fabryce firmy Foxconn, związane z nieludzkimi warunkami pracy. Wątpliwości co do tego nie pozostawia relacja z fabryki, w której dziennikarz Lui Zhi Yi spędził 28 dni. Znalazł się wśród 400 tysięcy robotników, którzy nieustannie pracują, by zaspokoić popyt na iPady, iPody i iPhony. Nie żyje już siedmiu Chińczyków, którzy nie wytrzymali tempa pracy.

Foxconn to "jeden z głównych podwykonawców Apple, zatrudnia obecnie 450 tys. ludzi (podobną ilość mieszkańców ma Gdańsk). Fabryki koncernu pracują całą dobę i wysyłają iSprzęt do sklepów na całym świecie. W przeciągu ostatniego pół roku, poinformowano o 9 próbach samobójczych i siedmiu potwierdzonych śmierciach wśród pracowników fabryki Foxconn w Shenzen". Pracownicy podpisują specjalną umowę, w której widnieje zapis, że „firma nie jest odpowiedzialna za to, że pracownicy mają nienormowany czas pracy”. Umowa jest „dobrowolna”…

Kolejnym problemem dzisiejszego świata jest handel ludźmi, ma on wiele celów m.in.: seksualne, wykorzystywanie siły roboczej, narządy ludzkie. Proceder jest zakazany przez konwencje międzynarodowe, m.in. Europejską Konwencję Praw Człowieka. Artykuł 4 Deklaracji stwierdza: "Nie wolno nikogo czynić niewolnikiem ani nakładać na nikogo służebności; niewolnictwo i handel niewolnikami są zakazane we wszystkich swych postaciach." Mimo to handel ludźmi kwitnie m.in. w Jemenie, w którym od ponad pół wieku niewolnictwo jest zakazane. 

Gazeta Wyborcza opisuje historię Kanafa ibn Sajjaraponad 30-letniego mężczyzny, który przez 25 lat był niewolnikiem. "Nie wolno mu było samodzielnie podejmować żadnej decyzji, nie mógł nawet ożenić się, bo właściciel groził, że i tak natychmiast go rozwiedzie. Siedem lat temu zbuntował się przeciwko swojemu panu i uciekł do Arabii Saudyjskiej, gdzie pracował przez dwa lata. Po powrocie ożenił się, dzisiaj ma troje dzieci. Jednak oficjalnie stał się wolny dopiero w 2008 r., kiedy miejscowy biznesmen Abd Ar-Rahman Suhajl kupił go od jego pana za 2,5 tys. dol., po czym natychmiast go uwolnił. Zrobił to, by odkupić w oczach Boga śmierć człowieka, którego zabił w wypadku samochodowym". "Akt sprzedaży "niewolnika Kanafa" zatwierdził miejscowy sąd, znalazł się na nim podpis sędziego i kilku innych sądowych oficjeli. Nie przewidzieli, że Kanaf okaże się odważniejszy od większości niewolników, którzy milczą, bo panicznie boją się kary, i pójdzie do mediów. Kiedy w lutym 2009 r. jego historię opisał jemeński dziennikarz Umar Al-Umki, wybuchł prawdziwy skandal. Po krótkim śledztwie sędzia Hadi Assadż, który podpisał się na akcie, został usunięty ze stanowiska, jednak do dziś nie poczuwa się do błędu. - To nic wielkiego, przecież celem tej transakcji było wyzwolenie tego człowieka - tłumaczy. Historia mężczyzny nie jest pierwszą, która trafiła do zachodnich mediów. W 2008 r. świat obiegła historia ugandyjskiej kobiety, która w wieku pięciu lat została porwana do Jemenu, gdzie przez kolejne 26 lat była niewolnicą. Została uwolniona dopiero przez Tanzańczyka, który kupił ją, by się z nią ożenić". 

Niewolnictwo jest również żywe w Mauretanii, która zniosła niewolnictwo w 1980 r. Do 2007 roku nie istniało tam żadne prawo, które przewidywałoby kary za nieprzestrzeganie tego zakazu. Według organizacji zajmujących się tym problemem, niewolnictwo jest nadal praktykowane w Mauretanii. W 2007 roku pierwsze w historii kraju demokratyczne wybory prezydenckie wygrywa Sidi uld Szajch Abdallahi. Chcąc przypodobać się Zachodowi, akceptuje propozycje obrońców praw człowieka. Posiadanie niewolników staje się przestępstwem, za które grozi do 10 lat więzienia i wysoka grzywna. Muzułmańscy duchowni ogłaszają, że niewolnictwo jest niezgodne z islamem. Świat się cieszy, aktywiści przybijają sobie piątki, politycy podają dłonie - wszyscy wierzą, że będzie tylko lepiej. Optymizm jest przedwczesny.

Portal afryka.org podaje: "Szacuje się, że pomimo zniesienia niewolnictwa, dziś w Mauretanii wciąż mieszka od 100 tysięcy do miliona „czarnych" niewolników. Tradycja ich posiadania istnieje w tym kraju już od 800 lat. Mauretańscy niewolnicy są własnością „białych" Maurów. Ta zależność wynika z głęboko zakorzenionego - wśród arabsko-berberskich mieszkańców Mauretanii - rasizmu oraz mauretańskiej odmiany fundamentalizmu islamskiego. "Biali" muzułmanie z Mauretanii twierdzą bowiem, że służba dla nich jest religijnym obowiązkiem każdego „czarnego" niewolnika. Stąd zajęciem godnym niewolnika, a niegodnym jego właściciela, jest praca fizyczna. Bicie, gwałty, resztki ze stołu i spanie ze zwierzętami - to codzienność tysięcy ludzi w Mauretanii. Szczególnie okrutnie są traktowane zniewolone kobiety. Ich właściciele bardzo często gwałcą je lub czynią z nich konkubiny. Dzieci niewolnic mogą być zabrane matkom po urodzeniu i sprzedane. Wielu niewolników jest wychowywanych w przeświadczeniu, że normalnym jest ich stan bycia własnością „białego" Maura. Bez dostępu do edukacji nie mają szansy na dowiedzenie się czym jest wolność i że mają do niej prawo".
Organizacje takie jak SOS Slaves wydają się być dla niewolników jedyną nadzieją. Nie tylko informują świat o ich cierpieniu, ale także przedstawiają im ich prawa, a po oswobodzeniu - opiekują się nimi. Skuteczność aktywistów ogranicza jednak brak pieniędzy. Na państwowe dotacje nie mogą liczyć - przecież niewolnictwo w Mauretanii oficjalnie nie istnieje. Rząd nie będzie płacił za walkę z czymś, czego nie ma. Członkowie tej organizacji są często więzieni i prześladowani przez służby bezpieczeństwa, ale udaje się im nagłośnić niedolę niewolników w zagranicznych mediach.

SOS Slaves nie jest jedyną organizacją przeciwdziałającą wykorzystywaniu ludzi w dzisiejszym świecie. Istnieje jeszcze wiele innych np. La Strada - Fundacja Przeciwko Handlowi Ludźmi i Niewolnictwu. Głównymi celami większości tych organizacji jest kierowanie ofiar do sieci organizacji pomocowych, informowanie kobiet i dziewcząt o potencjalnych zagrożeniach związanych z handlem ludźmi, uczynienie zjawiska handlu kobietami dostrzegalnym. 

W Polsce działa Stowarzyszenie Sprawiedliwego Handlu „Trzeci Świat i My”. Wskazuje ono na globalizację i liberalizację rynku, które mają niszczący wpływ na najbiedniejszych ludzi i państwa tego świata. "Z całego świata płyną przejmujące opisy źle traktowanych, wykorzystywanych robotników, historie milionów dzieci, sprzedawanych i zmuszanych do pracy niewolniczej, pracujących w fatalnych warunkach, za niesprawiedliwe wynagrodzenie, aby pomóc przeżyć swoim rodzinom. Niestety, we współczesnej globalnej gospodarce, w walce konkurencyjnej, takie historie są bardzo częste, a ubóstwo narasta. Postępująca globalizacja i wsparcie państwa w dziedzinie wolnego handlu i umów inwestycyjnych zaostrzają trzy ważne problemy, które dotknęły bardzo wiele krajów: obniżanie dochodów, bezrobocie, niszczenie środowiska naturalnego. Stowarzyszenie mówi także o rozwijającym się na coraz szerszą skalę w krajach ubogich handel niewolnikami, który przybrał niespotykaną nigdy dotąd skalę. Organizacje antyniewolnicze szacują liczbę niewolników na 27 milionów. Jeżeli doliczyć do tego dzieci pracujące w warunkach niewolniczych, liczbę tę należałoby wielokrotnie zwiększyć. Do tej liczby należałoby też dodać niewolniczo pracujących więźniów w obozach pracy w Chinach czy Birmie. Niektóre z największych zachodnich firm obuwniczych i odzieżowych zlecają produkcję firmom chińskim, które wykonują ją tam, gdzie najtaniej - w obozach pracy. Jest to bardzo wygodne. Firmy uzyskują bardzo tani produkt i mogą udawać, że nie wiedzą, gdzie powstał".
Podobnie postępują niektóre firmy polskie, ale niezwykle trudno byłoby im to udowodnić. "Ukrywa się też źródło towarów. Na metce umieszcza się dużym drukiem adres polskiej firmy, która jest dystrybutorem, a aby spełnić wymóg formalny, w zupełnie innym miejscu, drobnym druczkiem - kraj pochodzenia. Przy tym coraz częściej, zamiast zrozumiałego napisu „Chiny”, znajdziemy trudny do rozszyfrowania skrót „P.R.C.” (People's Republic of China)".


Na świecie, oprócz jaskrawych przykładów niewolnictwa i wykorzystywania ludzi istnieją także bardziej „subtelne” formy tego zjawiska np. zakaz uścisku dłoni kobiet i mężczyzn jest przecież formą zniewolenia. Ugrupowanie islamskich integrystów w Somalii zwane Al-Szabab wprowadziło ten zakaz pod karą publicznej chłosty. Przerażający jest fakt, że w końcu wszyscy możemy stać się niewolnikami własnych poczynań, wynalazków oraz idącego, w stronę całkowitego braku prywatności, rozwoju. Już większość ludzi jest podporządkowana swojej pracy i robieniu kariery.

Dla spragnionych wiedzy:


And remember, the "D" is silent! (If you know what I mean ;-) )