sobota, 23 lutego 2013

Make love, not war!

„Make love, not war” dosłownie oznacza “Czyń miłość, nie wojnę”. To antywojenne hasło, z okresu wojny wietnamskiej, zostało rozpropagowane przez aktywistów Penelope i Franklina Rosemontów, a punktem zapalnym była demonstracja w Dniu Matki 1965 roku, kiedy to wydrukowano i rozprowadzono tysiące kartek z takim napisem. Powiedzenie szybko zostało przejęte przez ruch hippisowski, który charakteryzował się ideologią skrajnego pacyfizmu. Popularne były wówczas także inne hasła tj. „non-violence” („bez przemocy”) czy „peace and love” („pokój i miłość”).



Ruch hippisowski w założeniu i stylu życia mieścił się w nurcie walki o nową kulturę, jaką podjęła młodzież w wielu krajach. Był swoistą formą wyrażenia sprzeciwu wobec tych samych struktur rzeczywistości, które atakowali inni. Pierwsze grupy hippisów pokazały się w USA w latach 1964 – 1965, czyli w czasie gdy ruch kontestacji zaczął narastać na uniwersytetach i wyraźnie zaktywizowała się młodzież kolorowa. Idee hipisów drukowany były w młodzieżowej prasie, upowszechniane za pomocą ulotek, widowisk happeningowych czy tekstów piosenek. Istotne jest to, że wśród hippisów panował kult naturalnej zmysłowości, który nie sprowadzał się jedynie do spraw seksualnych, chodzi tu o wyostrzenie stępionej wrażliwości, pozwalającej odbierać innych za pomocą zmysłów, a nie tylko rozumu. Taki sposób myślenia jest zbliżony do koncepcji uogólnionego erotyzmu Herberta Marcusego, która mówi o "uwolnieniu popędów stłumionych przez represywną kulturę, które mają stać się motywacją, spowoduje zniesienie frustracji, trzeba uwolnić popędy". Moim zdaniem, aktualnie mamy do czynienia, paradoksalnie, z odwrotną sytuację. Kultura nie jest już tworem ograniczającym człowieka, przynajmniej teoretycznie. W mass-mediach propagowane są hasła totalnej wolności, wyzwolenia. Na każdym kroku możemy spotkać się z seksualnymi podtekstami, czy to w reklamie czy w filmach. A jednak mam wrażenie, że kult naturalnej zmysłowości, tak bardzo podkreślany przez hippisów, podupadł. Wrażliwość nie jest cechą gwarantującą „przetrwanie” w dzisiejszych czasach. Zimna dedukcja, twardy charakter i bezkompromisowe dążenie do celu to cechy, które coraz częściej wysuwają się na pierwszy plan, natomiast zmysły zamiast się wyostrzać, ulegają stępieniu. 

Hippisi nie zgadzali się z powiedzeniem „człowiek człowiekowi wilkiem”, uważali, że człowiek jest z natury dobry. Jednak ówcześnie, według nich, natura ludzka uległa degradacji i należało podjąć wszelkie środki aby dążyć do jej odbudowy. Wartości i przekonania tego ruchu implikowały określony sposób istnienia wobec odrzuconego, lecz ciągle obecnego społeczeństwa. Postawę tę można określić jako „niedziałanie”, „robienie nic”. Po prostu trwanie, manifestowanie swojej odmienności. Dzisiaj pojęcia takie jak osobowość, indywidualizm, odmienność, alternatywa są bardzo modne. Każdy chce być Kimś. Coś znaczyć i być zauważonym. A z drugiej strony kultury ulegają unifikacji, jednostki upodabniają się do siebie, a programy telewizyjne czy inne globalne przedsięwzięcia ulegają banalizacji. 

Dzieci-kwiaty traktowane były jako element folkloru amerykańskiego przez turystów. Hipisi postanowili więc urządzić własny pogrzeb w 1968, odbyła się wielka demonstracja, spalono różne akcesoria ruchu. Ruch Hippies przekształcił się w ruch Yappies tworząc Youth International Party. Doszło do znacznej radykalizacji i upolitycznienia tego ruchu. Uważali, że należy stworzyć Nowy Lud. Przewidywali zapanowanie pokoju. W tym okresie centrum YIP stał się Nowy Jork. Najsłynniejszą akcję ruchu zorganizowano w Chicago latem 1968 roku w czasie konferencji Partii Demokratycznej. YIP zorganizowała w tym czasie kontr imprezę – Festiwal Życia. W rezultacie doszło do tragicznych wydarzeń. Policja zareagowała bezwzględnymi represjami, co skończyło się krwawymi walkami. Zginęło kilka osób. Aresztowano przywódców ruchu: Abbiego Hoffmana, Jerrego Rubina. Po tych wydarzeniach Yappies schodzą do podziemia. 



Dzisiaj, w większości przypadków, nie dochodzi do karania za wyrażanie swojego własnego zdania. A jednak wielu ludzi, w celu uzyskania akceptacji środowiska, w którym nie zawsze czują się dobrze, kieruje się zasadą konformizmu. Alternatywa, odmienność, oryginalność – mimo, że czasami wychodzą na światło dzienne, to wydaje się że, jak kiedyś hippisi, zeszły do podziemia. Ludzie dążą do „z góry” wyznaczonych celów, które przecież powinny motywować ich do działania, a ich osiąganie powinno dawać satysfakcję, a tak jednak się nie dzieje...



„Starożytni hippisi te piękne dzieci kwiatów
Z długimi włosami w wytartych dżinsach Bosi
Dziś udają generałów
Bawią się w strategów
Wiecznie młodzi wirtuozi komputerów i wirtualnych wojen
Dokąd zmierzają z wojskowym rynsztunkiem
Dziś są posłuszni
Za dawny bunt trzeba zapłacić rachunek”.


Aldona Borowicz, Starożytni hippisi


Dla spragnionych wiedzy: 
  • http://pl.wikipedia.org/wiki/Make_love,_not_war
  • Aldona Jawłowska, Drogi kontrkultury, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1975, s. 148 - 161

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz