poniedziałek, 25 marca 2013

Not for sale!

Na początek trochę danych historycznych i statystycznych:
Generalnie rzecz biorąc, niewolnictwo jest zjawiskiem społecznym, polegającym na tym, że pewna grupa ludzi stanowi własność innej. Stanowi ono jedną z form pracy zależnej. Niewolnicy w starożytnej Grecji i w Rzymie rekrutowali się z jeńców wojennych, dzieci porzucanych przez rodziców, czy też urodzonych z niewolnej matki. Była też kategoria niewolników za długi. Takie zależności przetrwały na świecie aż do XX wieku. W 1865 r. niewolnictwo zostało zniesione w USA, następnie w 1888 r. w Brazylii, a dopiero w 1980 r. w Mauretanii.  


Zjawisko niewolnictwa jest zawsze związane nie tylko z elementem własności, ale i z "obcością". "Niewolnicy z reguły, poza rzadkimi wyjątkami, rekrutowali się z elementów etnicznie obcych społeczności właścicieli. W bogatym wachlarzu systemów zależności, jakie ludzkość zdołała stworzyć w ciągu znanych nam dziejów, niewolnictwo jest jedynym, w którym, przynajmniej z punktu widzenia prawnego, człowiek był pozbawiony wszelkich elementów wolności i całkowicie podlegał władzy właściciela". 

W pojęciu ludzi XX w. przedział między wolnością a niewolą jest ostry. Inaczej było w starożytnej Grecji, gdzie pierwotne pojęcie wolności było ściśle związane z przynależnością do polis i było pojęciem „politycznym", to znaczy wiążącym się z polis. "Pełną wolnością w wyobrażeniu Greków cieszył się obywatel polis, człowiek, który miał prawo i obowiązek uczestniczenia w sprawach polis i decydowania o losach tej wspólnoty. Wszyscy inni byli ludźmi o ograniczonej wolności".

Jedną z cech, która wyróżniała system niewolniczy od innych stosunków zależności (np. poddaństwa osobistego chłopów) był fakt, iż niewolnik był zawsze rzeczą, także z punktu widzenia państwa. Niewolnik – jako rzecz – nie posiadał więc żadnych obowiązków wobec państwa, zaś np. poddany chłop pańszczyźniany, znajdujący się, de facto, w identycznej sytuacji faktycznej co niewolnik oraz bardzo zbliżonej sytuacji prawnej, z punktu widzenia prawa był jednak także poddanym władcy kraju, i jako taki podlegał pewnym obowiązkom, jak np. płacenie podatków czy obowiązek służby wojskowej.

Ostatnie 500 lat historii dzieli się na dwie epoki: niewolnictwo i kolonializm. Ta pierwsza jest często pomijana, traktowana marginalnie, a o wszelkie zło obwinia się kolonializm, więc warto byłoby wspomnieć o nim w kilku słowach. Otóż, kolonializm to "zjawisko historyczne polegające na opanowaniu i utrzymaniu kontroli politycznej i gospodarczej przez jedne kraje nad innymi w celu ich eksploatacji". 

Głównymi przyczynami rozwoju kolonializmu były: eksplozja demograficzna, rozwój osadnictwa, poszukiwanie pracy oraz potrzeby ekspansywnej gospodarki kapitalistycznej; poszukiwanie surowców i rynków zbytu; tworzenie baz wojskowych oraz to, że posiadanie kolonii było oznaką potęgi i bogactwa danego państwa.

Skutki kolonializmu i niewolnictwa są najbardziej widoczne na terenie Afryki. W wieku XIX Afryka była „dziewiczym kontynentem”, jeżeli chodzi o kolonizację i osadnictwo europejskie. Była ona przede wszystkim źródłem niewolników murzyńskich na wielkie plantacje w Brazylii i USA. W XIX wieku terenami tymi zaczęły interesować się mocarstwa europejskie (przede wszystkim: Francja i Wielka Brytania, a później Włochy, Hiszpania, Belgia i Niemcy). 19 września 1898 r. wojska francuskie pod dowództwem kapitana Jeana Marchanda zetknęły się pod Faszodą z wojskami angielskimi, dowodzonymi przez lorda Horatio Kitchenera, wsławionego zdławieniem powstania Mahdiego w latach 1881 – 1885 w Sudanie. Niewiele brakowało do wybuchu wojny kolonialnej między obydwoma państwami. w 1899 r. podpisano konwencje między tymi państwami, która wyznaczała granice ekspansji między Nilem a Kongo. W ostatnim dwudziestoleciu XIX w. Niemcy wkroczyły na arenę i także zdobyły szereg kolonii. Oczywiście podboje nie odbywały się w sposób bezkrwawy. 

W XVIII w. pojawił się ruch społeczno-polityczny zwany abolicjonizmem, który miał na celu likwidację niewolnictwa i handlu niewolnikami. Idea ta rozwijała się w Europie Zachodniej, a zwłaszcza w Wielkiej Brytanii i Francji oraz w Ameryce. 

Choć formalnie niewolnictwo jest zakazane, to faktycznie jest ono niestety praktykowane. Najbardziej szokujący jest fakt, iż niewolników jest obecnie więcej niż kiedykolwiek. Ponad dwukrotnie więcej, niż sprzedano Afrykańczyków w czasie 400-tu lat transatlantyckiego handlu niewolnikami. Wg Międzynarodowej Organizacji Antyniewolniczej na świecie jest co najmniej 27 mln niewolników. Wg Międzynarodowej Organizacji Pracy w Afryce pracuje obecnie ok. 75 mln dzieci w wieku od 5 do 14 lat! A na całym świecie 250 mln. 


„Najpopularniejsze” formy współczesnego niewolnictwa to m.in.: przymusowa praca, handel kobietami, praca dzieci, międzynarodowy handel dziećmi. Współczesne niewolnictwo przybiera nowe, nieznane w historii formy, które można nazwać bardziej "subtelnymi". Jedną z nich była praca przymusowa więźniów w hitlerowskich i stalinowskich obozach koncentracyjnych, praktykowana dziś nadal na szeroką skalę w Chinach w obozach laogai

Jeżeli chodzi o Chiny, to opisaną powyżej sytuację dobrze obrazuje film dokumentalny pt.: „Chiny w kolorze blue”, który przedstawia realia pracy w jednej z Chińskich fabryk. Pracownicy otrzymują 20 groszy za godzinę pracy (!), choć niekoniecznie muszą dostać wypłatę, ponieważ pracodawca (tak jak to było w przypadku głównej bohaterki dokumentu, Jasmine), może uznać, że po miesiącu zapłata się nie należy, gdyż pracownik nie zyskał zaufania firmy. Taka sytuacja w Chinach jest na porządku dziennym. Dokument dość bezpośrednio i jaskrawie ukazuje problemy chińczyków, a przede wszystkim kobiet jako taniej siły roboczej, często darmowej siły roboczej. 

Większość ludzi marzy o pracy, w której można realizować własne hobby, ale czy na pewno? Po obejrzeniu w/w filmu nie jest to takie oczywiste. Człowieka od urodzenia do śmierci otaczaj inni ludzie, układamy nasze życie wśród nich. Zbieramy różne doświadczenia i uczymy się kontaktu z innymi, kształtują się nasze postawy  – taki proces w socjologii nazywamy socjalizacją. Żyjemy w społeczeństwie i uczymy się jak wykonywać role, które przyjdzie nam odgrywać. W wypowiedziach głównej bohaterki tego dokumentu widać wyraźnie wpływ tzw. znaczących innych na jej wychowanie, na to co myśli i kim jest. Kiedy wyrusza do pracy w fabryce ma 17 lat (choć znajdują się tam o wiele młodsze dziewczyny), ale od zawsze wiedziała, że w końcu się tam znajdzie, była do tego niejako predestynowana. Dla niej to oczywiste – jest przecież kobietą i nie jest jedynym dzieckiem w rodzinie, jest druga, młodsza – a w Chinach prowadzona jest polityka kontroli urodzeń, preferowana jest rodzina 2+1. Często dochodzi do mordowania niemowląt, a aborcja jest na porządku dziennym. Jasmine pracuje w fabryce, produkuje jeansy, które rozprowadzane są po całym świecie. Wstaje jak jeszcze jest ciemno i pracuje aż się znów ściemni, a czasami nawet 24 h na dobę, bo trzeba wyrobić się z zamówieniem, inaczej nie będzie wypłaty… W fabryce króluje instrumentalna efektywność, uzyskiwanie jak największych rezultatów w możliwie najmniej kosztowny sposób (przy najmniejszych nakładach). Szef fabryki podporządkował sobie całkowicie pracowników, ale nie dlatego, że jest charyzmatyczny, nie dlatego, że dobrze ich wynagradza, ani nie dlatego, że jest tyranem... szefem fabryki jest tak naprawdę państwo, i to ono miało największy wpływ na to, że ta instrumentalna efektywność ma się bardzo dobrze w chińskich fabrykach i że nie brakuje taniej siły roboczej, a wykorzystywanie ludzi do takiej pracy nie budzi dużego sprzeciwu. A przecież teoretycznie pracownicy mieliby szansę się bronić. W historii znane są przypadki sprzeciwu, choćby powstania niewolników w starożytnym Rzymie tj. powstanie sycylijskie w 138 r. p.n.e. oraz powstanie Spartakusa (73-71 p.n.e.). 

Dlaczego więc wykorzystywani ludzi nie przeciwstawią się takiej sytuacji? Po prostu, w toku socjalizacji zostało im wpojone, że tak ma być. Jednostki zachowują się więc konformistycznie w stosunku do władzy (Życie niewolników było zawsze uzależnione od woli i kaprysów właścicieli). A jeżeli nawet ktoś próbuje się wyłamać, zachować dewiacyjnie, to żeby to dało efekt, to musiałby mieć poparcie w innych współpracownikach, ale takiego w chińskich fabrykach nie znajdzie. Świadomość społeczna pracujących tam ludzi jest szeroko rozpowszechniona, swoją sytuacje tłumaczą sobie wszechogarniającą ideologią stworzoną przez państwo. Boją się wyłamać, aby nie stracić pracy (chociaż w mniemaniu Europejczyków stać ich na wiele więcej). Dla nich jest to rzeczywistość. Myślenie grupowe, mentalność ludzi i kultura są odmienne. Szef w takim zakładzie pracy w Chinach jest „autorytetem”, w ciągu dnia pracy ludzie są kontrolowani przez swoich przełożonych bez przerwy, a za najmniejszy błąd obcinana jest pensja. Oprócz tego z głośników wydobywa się muzyka teoretycznie mająca zachęcić do pracy, a w praktyce przypominająca o ciągłej kontroli. Ten sam mechanizm, ta sama motywacja, która zmusza nas do tego aby wstać wcześnie rano kiedy dzwoni budzik, nawet jeśli marzymy o tym aby pospać dłużej, działa na tych ludzi w fabrykach – robią to co muszą
Powyżej opisany przypadek nie jest odosobniony, kolejnym przykładem wykorzystywanie taniej siły roboczej są samobójstwa, w chińskiej fabryce firmy Foxconn, związane z nieludzkimi warunkami pracy. Wątpliwości co do tego nie pozostawia relacja z fabryki, w której dziennikarz Lui Zhi Yi spędził 28 dni. Znalazł się wśród 400 tysięcy robotników, którzy nieustannie pracują, by zaspokoić popyt na iPady, iPody i iPhony. Nie żyje już siedmiu Chińczyków, którzy nie wytrzymali tempa pracy.

Foxconn to "jeden z głównych podwykonawców Apple, zatrudnia obecnie 450 tys. ludzi (podobną ilość mieszkańców ma Gdańsk). Fabryki koncernu pracują całą dobę i wysyłają iSprzęt do sklepów na całym świecie. W przeciągu ostatniego pół roku, poinformowano o 9 próbach samobójczych i siedmiu potwierdzonych śmierciach wśród pracowników fabryki Foxconn w Shenzen". Pracownicy podpisują specjalną umowę, w której widnieje zapis, że „firma nie jest odpowiedzialna za to, że pracownicy mają nienormowany czas pracy”. Umowa jest „dobrowolna”…

Kolejnym problemem dzisiejszego świata jest handel ludźmi, ma on wiele celów m.in.: seksualne, wykorzystywanie siły roboczej, narządy ludzkie. Proceder jest zakazany przez konwencje międzynarodowe, m.in. Europejską Konwencję Praw Człowieka. Artykuł 4 Deklaracji stwierdza: "Nie wolno nikogo czynić niewolnikiem ani nakładać na nikogo służebności; niewolnictwo i handel niewolnikami są zakazane we wszystkich swych postaciach." Mimo to handel ludźmi kwitnie m.in. w Jemenie, w którym od ponad pół wieku niewolnictwo jest zakazane. 

Gazeta Wyborcza opisuje historię Kanafa ibn Sajjaraponad 30-letniego mężczyzny, który przez 25 lat był niewolnikiem. "Nie wolno mu było samodzielnie podejmować żadnej decyzji, nie mógł nawet ożenić się, bo właściciel groził, że i tak natychmiast go rozwiedzie. Siedem lat temu zbuntował się przeciwko swojemu panu i uciekł do Arabii Saudyjskiej, gdzie pracował przez dwa lata. Po powrocie ożenił się, dzisiaj ma troje dzieci. Jednak oficjalnie stał się wolny dopiero w 2008 r., kiedy miejscowy biznesmen Abd Ar-Rahman Suhajl kupił go od jego pana za 2,5 tys. dol., po czym natychmiast go uwolnił. Zrobił to, by odkupić w oczach Boga śmierć człowieka, którego zabił w wypadku samochodowym". "Akt sprzedaży "niewolnika Kanafa" zatwierdził miejscowy sąd, znalazł się na nim podpis sędziego i kilku innych sądowych oficjeli. Nie przewidzieli, że Kanaf okaże się odważniejszy od większości niewolników, którzy milczą, bo panicznie boją się kary, i pójdzie do mediów. Kiedy w lutym 2009 r. jego historię opisał jemeński dziennikarz Umar Al-Umki, wybuchł prawdziwy skandal. Po krótkim śledztwie sędzia Hadi Assadż, który podpisał się na akcie, został usunięty ze stanowiska, jednak do dziś nie poczuwa się do błędu. - To nic wielkiego, przecież celem tej transakcji było wyzwolenie tego człowieka - tłumaczy. Historia mężczyzny nie jest pierwszą, która trafiła do zachodnich mediów. W 2008 r. świat obiegła historia ugandyjskiej kobiety, która w wieku pięciu lat została porwana do Jemenu, gdzie przez kolejne 26 lat była niewolnicą. Została uwolniona dopiero przez Tanzańczyka, który kupił ją, by się z nią ożenić". 

Niewolnictwo jest również żywe w Mauretanii, która zniosła niewolnictwo w 1980 r. Do 2007 roku nie istniało tam żadne prawo, które przewidywałoby kary za nieprzestrzeganie tego zakazu. Według organizacji zajmujących się tym problemem, niewolnictwo jest nadal praktykowane w Mauretanii. W 2007 roku pierwsze w historii kraju demokratyczne wybory prezydenckie wygrywa Sidi uld Szajch Abdallahi. Chcąc przypodobać się Zachodowi, akceptuje propozycje obrońców praw człowieka. Posiadanie niewolników staje się przestępstwem, za które grozi do 10 lat więzienia i wysoka grzywna. Muzułmańscy duchowni ogłaszają, że niewolnictwo jest niezgodne z islamem. Świat się cieszy, aktywiści przybijają sobie piątki, politycy podają dłonie - wszyscy wierzą, że będzie tylko lepiej. Optymizm jest przedwczesny.

Portal afryka.org podaje: "Szacuje się, że pomimo zniesienia niewolnictwa, dziś w Mauretanii wciąż mieszka od 100 tysięcy do miliona „czarnych" niewolników. Tradycja ich posiadania istnieje w tym kraju już od 800 lat. Mauretańscy niewolnicy są własnością „białych" Maurów. Ta zależność wynika z głęboko zakorzenionego - wśród arabsko-berberskich mieszkańców Mauretanii - rasizmu oraz mauretańskiej odmiany fundamentalizmu islamskiego. "Biali" muzułmanie z Mauretanii twierdzą bowiem, że służba dla nich jest religijnym obowiązkiem każdego „czarnego" niewolnika. Stąd zajęciem godnym niewolnika, a niegodnym jego właściciela, jest praca fizyczna. Bicie, gwałty, resztki ze stołu i spanie ze zwierzętami - to codzienność tysięcy ludzi w Mauretanii. Szczególnie okrutnie są traktowane zniewolone kobiety. Ich właściciele bardzo często gwałcą je lub czynią z nich konkubiny. Dzieci niewolnic mogą być zabrane matkom po urodzeniu i sprzedane. Wielu niewolników jest wychowywanych w przeświadczeniu, że normalnym jest ich stan bycia własnością „białego" Maura. Bez dostępu do edukacji nie mają szansy na dowiedzenie się czym jest wolność i że mają do niej prawo".
Organizacje takie jak SOS Slaves wydają się być dla niewolników jedyną nadzieją. Nie tylko informują świat o ich cierpieniu, ale także przedstawiają im ich prawa, a po oswobodzeniu - opiekują się nimi. Skuteczność aktywistów ogranicza jednak brak pieniędzy. Na państwowe dotacje nie mogą liczyć - przecież niewolnictwo w Mauretanii oficjalnie nie istnieje. Rząd nie będzie płacił za walkę z czymś, czego nie ma. Członkowie tej organizacji są często więzieni i prześladowani przez służby bezpieczeństwa, ale udaje się im nagłośnić niedolę niewolników w zagranicznych mediach.

SOS Slaves nie jest jedyną organizacją przeciwdziałającą wykorzystywaniu ludzi w dzisiejszym świecie. Istnieje jeszcze wiele innych np. La Strada - Fundacja Przeciwko Handlowi Ludźmi i Niewolnictwu. Głównymi celami większości tych organizacji jest kierowanie ofiar do sieci organizacji pomocowych, informowanie kobiet i dziewcząt o potencjalnych zagrożeniach związanych z handlem ludźmi, uczynienie zjawiska handlu kobietami dostrzegalnym. 

W Polsce działa Stowarzyszenie Sprawiedliwego Handlu „Trzeci Świat i My”. Wskazuje ono na globalizację i liberalizację rynku, które mają niszczący wpływ na najbiedniejszych ludzi i państwa tego świata. "Z całego świata płyną przejmujące opisy źle traktowanych, wykorzystywanych robotników, historie milionów dzieci, sprzedawanych i zmuszanych do pracy niewolniczej, pracujących w fatalnych warunkach, za niesprawiedliwe wynagrodzenie, aby pomóc przeżyć swoim rodzinom. Niestety, we współczesnej globalnej gospodarce, w walce konkurencyjnej, takie historie są bardzo częste, a ubóstwo narasta. Postępująca globalizacja i wsparcie państwa w dziedzinie wolnego handlu i umów inwestycyjnych zaostrzają trzy ważne problemy, które dotknęły bardzo wiele krajów: obniżanie dochodów, bezrobocie, niszczenie środowiska naturalnego. Stowarzyszenie mówi także o rozwijającym się na coraz szerszą skalę w krajach ubogich handel niewolnikami, który przybrał niespotykaną nigdy dotąd skalę. Organizacje antyniewolnicze szacują liczbę niewolników na 27 milionów. Jeżeli doliczyć do tego dzieci pracujące w warunkach niewolniczych, liczbę tę należałoby wielokrotnie zwiększyć. Do tej liczby należałoby też dodać niewolniczo pracujących więźniów w obozach pracy w Chinach czy Birmie. Niektóre z największych zachodnich firm obuwniczych i odzieżowych zlecają produkcję firmom chińskim, które wykonują ją tam, gdzie najtaniej - w obozach pracy. Jest to bardzo wygodne. Firmy uzyskują bardzo tani produkt i mogą udawać, że nie wiedzą, gdzie powstał".
Podobnie postępują niektóre firmy polskie, ale niezwykle trudno byłoby im to udowodnić. "Ukrywa się też źródło towarów. Na metce umieszcza się dużym drukiem adres polskiej firmy, która jest dystrybutorem, a aby spełnić wymóg formalny, w zupełnie innym miejscu, drobnym druczkiem - kraj pochodzenia. Przy tym coraz częściej, zamiast zrozumiałego napisu „Chiny”, znajdziemy trudny do rozszyfrowania skrót „P.R.C.” (People's Republic of China)".


Na świecie, oprócz jaskrawych przykładów niewolnictwa i wykorzystywania ludzi istnieją także bardziej „subtelne” formy tego zjawiska np. zakaz uścisku dłoni kobiet i mężczyzn jest przecież formą zniewolenia. Ugrupowanie islamskich integrystów w Somalii zwane Al-Szabab wprowadziło ten zakaz pod karą publicznej chłosty. Przerażający jest fakt, że w końcu wszyscy możemy stać się niewolnikami własnych poczynań, wynalazków oraz idącego, w stronę całkowitego braku prywatności, rozwoju. Już większość ludzi jest podporządkowana swojej pracy i robieniu kariery.

Dla spragnionych wiedzy:


And remember, the "D" is silent! (If you know what I mean ;-) )

 

niedziela, 10 marca 2013

"To nie tyle smród powstrzymuje ich od zbliżania się, co obawa, że i oni mogą kiedyś tak wyglądać"


“(…) Ale ja wiem, że to nie tyle smród powstrzymuje ich od zbliżania się, co obawa, że i oni mogą kiedyś tak wyglądać”. Cytat pochodzi z książki Lot nad kukułczym gniazdem Kena Keseya. Tak jeden z pacjentów szpitala psychiatrycznego, Indianin Bromden, wypowiada się na temat postawy ludzi zdrowych oraz tzw. Okresowych wobec Chroników, czyli pacjentów, którzy nie mają większych szans na wyleczenie. Są wybrakowanymi produktami. Nie znajdują się w szpitalu w celu wyleczenia, lecz po to, aby nie reprezentowali się źle na zewnątrz i tym samym, nie przynosili szpitalowi złej marki. Bromden, który jest jednym z tych, którzy znajdują się w szpitalu najdłużej, spostrzegł, że to nie wygląd, zachowanie czy wątpliwa higiena powodują, że inni ludzie się do niego nie zbliżają. Kieruje nimi strach.  Strach przed chorobą, przed tym, że kiedyś to właśnie oni mogą zostać nią dotknięci. 



Każdy z nas się czegoś boi. Od zarania dziejów, w każdej cywilizacji istniało coś, przed czym ludzie uciekali, czego się lękali. Jak pisze Michel Foucault, w średniowieczu był to trąd, po zaniknięciu trądu pojawiły się choroby weneryczne, które „zajęły jego przybytki niczym prawowity spadek”. Ale to nie choroby weneryczne, ale szaleństwo stało się owym prawowitym dziedzicem. Wniknęło w sferę moralną społeczeństwa, ale bardzo powoli przechodziło w sferę medycyny. 

Szaleństwo, obłęd, opętanie, paranoja. Czym tak właściwie jest choroba psychiczna i dlaczego boimy się ludzi nią obarczonych?


Strach jest "elementarną, przykrą emocją o charakterze wrodzonym, pojawiającą się w sytuacjach realnego, rozpoznawalnego zagrożenia". Trudno stwierdzić dla kogo choroba psychiczna jest realnym zagrożeniem. Oczywiście, istnieją symptomy niektórych zaburzeń (tj. chwiejność nastroju, zaburzenia pamięci, nadmierna nerwowość itp.), aczkolwiek rzadko takie objawy od razu przypisujemy chorobie, ponieważ nawet osoby zdrowe psychiczne miewają czasem różne dolegliwości. Zresztą, kwestia tego kogo można zaliczyć do kategorii „zdrowy”, a kogo do kategorii „chory” psychicznie, nie jest do końca rozwiązana. Podobno „nie ma ludzi zdrowych, są tylko niezdiagnozowani”


Zagadnienie zdrowia i choroby większości z nas wydaje się oczywiste. W rzeczywistości te dwa pojęcia są ze sobą silnie związane (zarówno znaczeniowo, jak i w wymiarze praktycznym).  Zresztą, wiele pojęć dotyczących życia społecznego, i człowieka w ogóle, nie jest jednoznacznych. Do roku 1908 zagadnienie to pozostawało jakby na uboczu środowiska medycznego. Zmieniło się to za sprawą Clifforda W. Beersa, Amerykanina, który opublikował książkę pt. A Mind that Found Itself. Opisał tam swoje doświadczenia z okresu choroby, a także powrotu do zdrowia psychicznego. Praca ta stała się jedną z przyczyn powstania ruchu higieny psychicznej. Można powiedzieć, że w początku XX wieku psychologowie, socjologowie, psychiatrzy i inni badacze, zdając sobie sprawę z istotności tej kwestii, stali się poruszycielami kuli śnieżnej. Od tej pory powstaje wiele organizacji, które zajmują się kwestią zdrowia i choroby. Powstaje również stos definicji dotyczących tych zagadnień. Każda z nich zawiera inny aspekt. Trudność w ujednoliceniu i naukowym ujęciu zagadnienia zdrowia psychicznego i choroby psychicznej, wynika z subiektywnych wartości moralnych, do których każdy z nich się odnosił. Takie ujednolicenie nie jest łatwe także z tego powodu, że to badacz nadaje jej kształt, a przecież, każdy patrzy ze swojej perspektywy, i opiera się na określonym paradygmacie. W końcu w 1948 roku WHO wypracowało definicję zdrowia, która została uznana przez znaczną część społeczności, ale która nadal nie jest definicją idealną. Wg WHO zdrowie jest „pełnią dobrego stanu (wellbeing) fizycznego, psychicznego i społecznego, a nie tylko brakiem choroby lub kalectwa”. Zdrowie psychiczne natomiast oznacza „występowanie dobrego stanu fizycznego i emocjonalnego”.

Choroba psychiczna z kolei to „nieprawidłowa praca umysłu spowodowana jakąkolwiek przyczyną. Z powodu trudności w zdefiniowaniu prawidłowej pracy umysłu granica pomiędzy chorobami umysłowymi a zdrowiem psychicznym jest umowna. Łagodne formy choroby nazywane są neurozami i dotyczą zwykle zaburzeń emocjonalnych. Cięższe przypadki nazywane są psychozami i zniekształcają świadome spostrzeganie i rozumowanie”.




Gdyby choroby psychiczne były zaraźliwe, to faktycznie mielibyśmy się czego obawiać, ponieważ z raportu WHO na temat zdrowia psychicznego („WHO Mental Health Atlas 2011”) wynika, że jednego na czterech ludzi dotyka jakiś rodzaj choroby psychicznej w pewnym momencie życia. Daje nam to liczbę 450 milionów ludzi, którzy cierpią  na którąś z chorób psychicznych, natomiast pozostali mają inne problemy emocjonalne czy umysłowe.  Należy także pamiętać o przypadkach osób, które nie zostały poddane diagnozie. W raporcie zaprezentowano dane pochodzące z 184 krajów, które są członkami owej organizacji, czyli właściwie 98% światowej populacji. 


Istnieją również dane dotyczące Polski, mówiące o tym, że liczba zachorowań ciągle wzrasta. Zakład Organizacji Ochrony Zdrowia z Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie opublikował roczniki statystyczne, z których wynika, że nastąpił wzrost liczby pacjentów z zaburzeniami psychicznymi, którzy korzystają z ambulatoryjnej (29%) i całodobowej (16%) opieki placówek psychiatrycznych. W 1997 roku leczeniu poddało się 1942,7 osób, w 2001 takich osób było już 2743,8 . Na przełomie tych lat nastąpił więc 29% wzrost.  


Pomimo, że choroby psychiczne dotykają naszej psychiki, często objawiają się także somatycznie, a nierzadko kończą się śmiercią. Jak powiedział Awicenna „zdrowie fizyczne i stan psychiczny człowieka są ze sobą ściśle powiązane”. Może to właśnie ten aspekt powoduje u ludzi strach przed „chorobami duszy”. Dwie najbardziej śmiertelne choroby psychiczne to depresja i anoreksja. Choroby psychiczne są jednak uleczalne, aczkolwiek wyniki leczenia zależą w dużym stopniu od rodzaju choroby, od okresu w jakim zostało podjęte leczenie, a także od konsekwencji w jego prowadzeniu. Np. w schizofrenii, przy prawidłowo prowadzonym leczeniu aż 60% pacjentów osiąga poprawę stanu zdrowia umożliwiającą dobre funkcjonowanie społeczne i zawodowe. Dla 20-30% pacjentów schizofrenia kończy się na pierwszym, jedynym epizodzie. Bardzo wyrazistym przykładem uleczalności chorób psychicznych jest Arnhild Lauveng – obecnie magister psychologii. Przez dziesięć lat przebywała na oddziałach psychiatrycznych z diagnozą schizofrenii. Była psychotyczką, która cięła do krwi własne ciało odłamkami szkła. Dzisiaj, po ukończeniu studiów na Uniwersytecie w Oslo, pracuje jako psycholog. Lauveng napisała książkę pt. Byłam po drugiej stronie lustra, w której opisuje swoje zmagania z choroba, proces zdrowienia i walkę.




Strach przed chorobami psychicznymi może być powodowany tym, że są to zjawiska do końca niepoznane. Ludzie nie wiedzą co ich czeka, a przecież każdy chce mieć poczucie stabilizacji, pewności i w miarę możliwości móc przewidywać swoją przyszłość, a subiektywne odczucia osoby chorej psychicznie nie są łatwo dostępne osobom postronnym. Można powiedzieć, że w dzisiejszych czasach społeczeństwo jest „przyzwyczajone” do chorób, które dotyczą fizyczności człowieka. Media przedstawiają wiele sylwetek takich osób i ich rodzin. Powstaje coraz więcej fundacji, które w większości dotyczą właśnie niepełnosprawności fizycznej. Filmy dokumentalne, reportaże różnego rodzaju przedstawiają osoby chore, które osiągnęły sukces. Natomiast, mało jest takich historii dotyczących osób chorych psychicznie. Ludzie nie są zaznajomieni z taką formą zaburzenia. Co więcej, kultura masowa, w większości, funduje nam zdemonizowane postaci osób chorych psychicznie (np. filmy „Lśnienie”, „American Psycho”). To wszystko prowadzi do powstawania stereotypów, stygmatyzacji, a w rezultacie do wykluczenia takich ludzi i strach przed chorobom. 


Na choroby psychiczne ma wpływ wiele czynników. Jednym z nich jest społeczeństwo, czyli całe otoczenie człowieka, które kształtuje jego osobowość, jest nieodłącznym elementem socjalizacji, występuje na każdym etapie życia człowieka. Taki twór jakim jest społeczeństwo powinien więc pomagać. W myśl nominalizmu, bez jednostek, społeczeństwo nie ma racji bytu, jest niczym. W takim razie każdy z nas powinien dbać o innych, postępować zgodnie z zasadą „Nie czyń drugiemu, co Tobie nie miłe”. Niestety, jak możemy zaobserwować, nie zawsze tak jest. 


Zamiast pomagać, utrudniamy życie innym, a przez to także sobie, poprzez tworzenie stereotypów, które prowadzą do uprzedzeń, stygmatyzacji czy piętnowania „Innych” i ich wykluczenia. Jak pisze Foucault, tak jak trędowaci, „szaleńcy” byli wykluczani ze społeczeństwa, wygnani ze świata i ze wspólnoty Kościoła. Choroby psychiczne budzą reakcje różnorodne – oddzielenia, wyklinania, wykluczenia. Na chorych psychicznie w okresie renesansu czekały tzw. statki szaleńców, które zabierały ich w wędrówkę w jedną stronę. Następnie byli oni skazani na los włóczęgi. Często wtrącano ich do więzień. Chociaż prawo kościelne nie odmawiało chorym sakramentów, to i tak byli oni wykluczeni ze wspólnoty, w tym sensie, że nie byli wpuszczani do kościoła. 




We wszystkich historycznych i współczesnych społeczeństwach występują choroby psychiczne. Zamiast się ich obawiać, powinniśmy, jako społeczeństwo, zrobić wszystko aby i nam, i osobom chorym żyło się lepiej. Problem ten nigdy nie zniknie, ale możemy pomóc takim osobom i ułatwić im funkcjonowanie w naszym społeczeństwie. Zaburzenia psychiczne wzbudzają coraz większe zainteresowanie różnych nauk. Musimy pamiętać, że człowiek rozwija się skokowo, że wszelkie kryzysy, w tym choroby psychiczne, mogą być punktem zapalnym do działania i mieć pozytywny wpływ na nasze życie. 

Dla spragnionych wiedzy:
  • W pracy zawarte zostały fragmenty mojej pracy licencjackiej "Postawy społeczne wobec osób chorych psychicznie" 
  • K. Kesey, Lot nad kukułczym gniazdem, Wydawnictwo Albatros, Warszawa 2009
  • M. Foucault, Historia szaleństwa w dobie klasycyzmu, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1987, s.20 
  • http://encyklopedia.pwn.pl/haslo/3980150/strach.html 
  • Antoni Kępiński, Schizofrenia, Wydawnictwo Literackie 2010, s. 61 
  • Arnhild Lauveng, Byłam po drugiej stronie lustra, Smak Słowa, Sopot 2008