„Make love, not war” dosłownie oznacza “Czyń miłość, nie
wojnę”. To antywojenne hasło, z okresu wojny wietnamskiej, zostało
rozpropagowane przez aktywistów Penelope i Franklina Rosemontów, a punktem
zapalnym była demonstracja w Dniu Matki 1965 roku, kiedy to wydrukowano i
rozprowadzono tysiące kartek z takim napisem. Powiedzenie szybko zostało
przejęte przez ruch hippisowski, który charakteryzował się ideologią skrajnego
pacyfizmu. Popularne były wówczas także inne hasła tj. „non-violence” („bez
przemocy”) czy „peace and love” („pokój i miłość”).

Ruch hippisowski w założeniu i stylu życia mieścił się w
nurcie walki o nową kulturę, jaką podjęła młodzież w wielu krajach. Był swoistą
formą wyrażenia sprzeciwu wobec tych samych struktur rzeczywistości, które
atakowali inni. Pierwsze grupy hippisów pokazały się w USA w latach 1964 –
1965, czyli w czasie gdy ruch kontestacji zaczął narastać na uniwersytetach i
wyraźnie zaktywizowała się młodzież kolorowa. Idee hipisów drukowany były w
młodzieżowej prasie, upowszechniane za pomocą ulotek, widowisk happeningowych
czy tekstów piosenek. Istotne jest
to, że wśród hippisów panował kult naturalnej zmysłowości, który nie sprowadzał
się jedynie do spraw seksualnych, chodzi tu o wyostrzenie stępionej
wrażliwości, pozwalającej odbierać innych za pomocą zmysłów, a nie tylko
rozumu. Taki sposób myślenia jest zbliżony do koncepcji uogólnionego erotyzmu
Herberta Marcusego, która mówi o "uwolnieniu popędów stłumionych przez
represywną kulturę, które mają stać się motywacją, spowoduje zniesienie
frustracji, trzeba uwolnić popędy". Moim zdaniem, aktualnie mamy do czynienia,
paradoksalnie, z odwrotną sytuację. Kultura nie jest już tworem ograniczającym
człowieka, przynajmniej teoretycznie. W mass-mediach propagowane są hasła
totalnej wolności, wyzwolenia. Na każdym kroku możemy spotkać się z seksualnymi
podtekstami, czy to w reklamie czy w filmach. A jednak mam wrażenie, że kult
naturalnej zmysłowości, tak bardzo podkreślany przez hippisów, podupadł.
Wrażliwość nie jest cechą gwarantującą „przetrwanie” w dzisiejszych czasach.
Zimna dedukcja, twardy charakter i bezkompromisowe dążenie do celu to
cechy, które coraz częściej wysuwają się na pierwszy plan, natomiast zmysły
zamiast się wyostrzać, ulegają stępieniu.
Hippisi nie zgadzali się z powiedzeniem „człowiek
człowiekowi wilkiem”, uważali, że człowiek jest z natury dobry. Jednak
ówcześnie, według nich, natura ludzka uległa degradacji i należało podjąć wszelkie
środki aby dążyć do jej odbudowy. Wartości i przekonania tego ruchu
implikowały określony sposób istnienia wobec odrzuconego, lecz ciągle obecnego
społeczeństwa. Postawę tę można określić jako „niedziałanie”, „robienie nic”.
Po prostu trwanie, manifestowanie swojej odmienności. Dzisiaj pojęcia takie jak
osobowość, indywidualizm, odmienność, alternatywa są bardzo modne. Każdy chce
być Kimś. Coś znaczyć i być zauważonym. A z drugiej strony kultury ulegają
unifikacji, jednostki upodabniają się do siebie, a programy telewizyjne czy
inne globalne przedsięwzięcia ulegają banalizacji.
Dzieci-kwiaty traktowane były jako element folkloru
amerykańskiego przez turystów. Hipisi postanowili więc urządzić własny pogrzeb
w 1968, odbyła się wielka demonstracja, spalono różne akcesoria ruchu. Ruch
Hippies przekształcił się w ruch Yappies tworząc Youth International Party.
Doszło do znacznej radykalizacji i upolitycznienia tego ruchu. Uważali, że
należy stworzyć Nowy Lud. Przewidywali zapanowanie pokoju. W tym okresie
centrum YIP stał się Nowy Jork. Najsłynniejszą akcję ruchu zorganizowano w
Chicago latem 1968 roku w czasie konferencji Partii Demokratycznej. YIP
zorganizowała w tym czasie kontr imprezę – Festiwal Życia. W rezultacie
doszło do tragicznych wydarzeń. Policja zareagowała bezwzględnymi represjami,
co skończyło się krwawymi walkami. Zginęło kilka osób. Aresztowano przywódców
ruchu: Abbiego Hoffmana, Jerrego Rubina. Po tych wydarzeniach Yappies schodzą do
podziemia.

Dzisiaj, w większości przypadków, nie dochodzi do karania za
wyrażanie swojego własnego zdania. A jednak wielu ludzi, w celu uzyskania
akceptacji środowiska, w którym nie zawsze czują się dobrze, kieruje się zasadą
konformizmu. Alternatywa, odmienność, oryginalność – mimo, że czasami wychodzą
na światło dzienne, to wydaje się że, jak kiedyś hippisi, zeszły do podziemia. Ludzie
dążą do „z góry” wyznaczonych celów, które przecież powinny motywować ich do
działania, a ich osiąganie powinno dawać satysfakcję, a tak jednak się nie
dzieje...
„Starożytni hippisi te piękne dzieci kwiatów
Z długimi włosami w wytartych dżinsach Bosi
Dziś udają generałów
Bawią się w strategów
Wiecznie młodzi wirtuozi komputerów i wirtualnych wojen
Dokąd zmierzają z wojskowym rynsztunkiem
Dziś są posłuszni
Za dawny bunt trzeba zapłacić rachunek”.
Aldona Borowicz, Starożytni
hippisi
Dla spragnionych wiedzy:
- http://pl.wikipedia.org/wiki/Make_love,_not_war
- Aldona Jawłowska, Drogi
kontrkultury, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1975, s. 148 - 161
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz